Zwardoń to do niedawna rzadko odwiedzana, w porównaniu do innych sąsiednich miejscowości turystycznych, atrakcyjny przygraniczny ośrodek turystyczny. Zwardoń położony jest na zachodnim skraju Beskidu Żywieckiego, w województwie śląskim, przy Przełęczy Zwardońskiej. Tuż obok znajduje się masyw Sołowego Wierchu (848 m npm), Rachowca (954 m npm), Beskidu Granicznego (863 m npm) i Skalanki (867 m npm), zaś Zwardoń leży pomiędzy nimi.
Pamiętam mój pierwszy przyjazd do tego miasta, kilkanaście lat temu zimą. Wypoczywałem właśnie, spędzając aktywnie czas na nartach w Szczyrku, i któregoś dnia, nie pamiętam już teraz dlaczego, czy to z powodu jakiegoś drobnego urazu, który spowodował,że warto było jeden dzień odpocząć od jazdy na nartach, czy też z powodu gorszej pogody (jedyna gorsza pogoda, która mogła mnie skłonić do odstawienia nart pod ścianę, to był padający deszcz), w każdym razie tego dnia postanowiliśmy pojechać autem pozwiedzać okolicę. Wybór padł na Zwardoń, o którym słyszałem, na który co chwila trafiałem czytając różne przewodniki. Jak pomyślałem tak zrobiłem, wsiedliśmy w auto, i już po kilkudziesięciu minutach jazdy od Szczyrku, powoli zbliżaliśmy się do tych okolic. Po drodze minęliśmy Wisłę, do której dojechaliśmy przez przełęcz salmopolską. Zjedliśmy obiad w uroczym pensjonacie – restauracji, oferującej noclegi z wyżywieniem przy przełęczy, w parku krajobrazowym. Już jadąc w stronę Wisły, mijając coraz to kolejne wzniesienia i zjazdy, kręte serpentyny, wydawało mi się że droga jest co najmniej trudna… Nic bardziej mylnego! Trudno to zrobiło sie dopiero w okolicach Zwardonia! Co prawda piszę o stanie sprzed kilkunastu lat, wybudowano teraz wiele nowych i poprawiono stan starych dróg, jednak wzniesienia, serpentyny, i jazda jak nam ludziom z nizin wydaje się, „na skraju przepaści”, musiały pozostać na swoim miejscu. W końcu bogatsi o tę adrenalinkę, dojechaliśmy do miasta… Jednak miasta to za wiele powiedziane! Wydało nam się że to wieś jakaś, mało tego, jakaś kura przebiegła nam przed samochodem w mieście! Pusto wszędzie i głucho, cofnęliśmy się nieco, by podjechać autem pod wyciąg, a to nie takie proste, bo droga zaśnieżona, zalodzona, woda po niej płynie i jest ostro pod górę. Miałem wtedy w aucie opony Michelin Alpin, od tamtej pory zawsze wszystkim znajomym mówię że to najlepsze opony… Dojechaliśmy pod samą kasę, a tam żywej duszy nie było, żadnego samochodu, okazuje się że to nie sezon jeszcze, i do tego brak śniegu w jakichś tam partiach stoku.. Trudno, pooglądaliśmy wszystko, pochodziliśmy, nic nie zjedliśmy, już nie wiem dlaczego, ale chyba po prostu nic akurat tam gdzie szliśmy nie było otwarte. Wróciliśmy do Szczyrku, ani zawiedzeni, ani jakoś negatywnie nastawieni, po prostu bogatsi o jeszcze jedno doświadczenie, i jeszcze jedną można rzec ekstremalną przygodę, która nie zniechęciła nas nawet, by za rok czy dwa, spędzić ze znajomymi sylwestra w Zwardoniu.. Ale o tym już w innym wpisie. W każdym razie polecam na wypoczynek Beskidy, z obowiązkową wycieczką do Zwardonia!